Producenci

Dieta Alleluja

Wysyłka w: 48 godzin
Cena: 37,80 zł

Cena regularna:

37.80
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką:
ilość szt.
Zyskujesz 37 pkt [?]

towar niedostępny

dodaj do przechowalni
Pin It

Opis

Dieta Alleluja
czyli jak pozbyć się chorób i żyć w pełnym zdrowiu

Autor:    Dr George Malkmus oraz Peter i Stowe Shockey
Wydanie:    piąte
Data i miejsce wydania:    Warszawa 2014
Tłumaczenie:    Jarosław Zachwieja
Tytuł oryginału:    The Hallelujah Diet
Wydawca oryginału:    Destiny Image
Format:    152 x 228 mm
Oprawa:    miękka
Liczba stron:    464

Wydawca:    Oficyna Wydawnicza Vocatio
ISBN:    978-83-7492-159-6

 

DIETA ALLELUJA działa leczniczo, wykorzystując naturalne siły organizmu. Oddziałując już na poziomie  komórkowym, odblokowuje zasoby energetyczne organizmu i uruchamia tzw. odżywianie endogenne (wewnątrzkomórkowe). Dzięki temu bez poczucia głodu radykalnie tracimy na wadze, o ile jest to potrzebne, a nasze ciało oczyszcza się z toksyn, aktywizuje się system immunologiczny i odblokowują się bloki enzymatyczne. Organizm zaczyna funkcjonować jak odmłodzony. Następuje zdecydowana (!) poprawa stanu zdrowia, jakiej nie udaje się uzyskać przy pomocy żadnych farmaceutyków. Uruchomiony precyzyjny Boży skalpel usuwa osłabione komórki, a w ich miejsce powstają nowe, zdrowe. W książce znajdą Państwo:

- Komentarze lekarzy dokumentujących skuteczność Diety Alleluja.

- Niezwykłe świadectwa ludzi, którzy dzięki Diecie Alleluja po latach cierpień powrócili do zdrowia, pokonując choroby takie jak: rak, cukrzyca, otyłość, nadciśnienie tętnicze i wiele innych.

- Przepisy kulinarne oraz wiele wartościowych tablic medycznych i materiałów dodatkowych.

 

Dieta Alleluja to nie tylko nowy sposób odżywiania, ale również nowe podejście do życia. Bazuje na powszechnie dostępnych składnikach, które można stosować według własnych upodobań i smaków. Nie ogranicza ona ilości spożywanych pokarmów i co ważne: nie daje poczucia głodu. Sprawdziłem ją osobiście i gorąco polecam.
 

Lek. med. Maciej Doruchowski



Dr George H. Malkmus jest założycielem i prezesem stowarzyszenia Hallalujah Acres. Blisko trzydzieści lat temu zachorował na raka jelita grubego. Wcześniej na tę samą chorobę zapadła jego matka. Widział, co ona przeszła. Mimo że ufnie poddała się leczeniu zaproponowanemu przez współczesną medycynę, czekała ją śmierć w cierpieniu. Dr Malkmus nie chciał doświadczać tego samego. Rozpoczął poszukiwania na wielu polach naukowych. Zaryzykował. Oparł się na zaczerpniętych z Biblii wskazówkach zdrowotnych i zasadach racjonalnego odżywiania. Zastosował je i w kilka miesięcy jego choroba uległa całkowitemu wycofaniu. Swoim odkryciem postanowił dzielić się z innymi. Ludzie, którzy przyjęli te proste zasady, zaczęli w niezwykłym tempie powracać do zdrowia, mimo że lekarstwa, jakie brali przez lata, nie potrafiły tego uczynić. Obecnie biuletyn informacyjny „The Hallelujah Health Tip” prenumerowany jest przez ponad 60 tysięcy subskrybentów. Dr George Malkmus regularnie gości w programach telewizyjnych i radiowych oraz prowadzi w wielu krajach liczne seminaria na temat promocji zdrowia. Jest autorem trzech książek o tematyce zdrowotnej.

Informacja na temat BarleyMax i BeetMax:

BarleyMax czy BeetMax są świetnymi produktami odżywczymi, ale z punktu widzenia skuteczności Diety, ich stosowanie nie jest niezbędne. Wyciągi z kiełków jęczmienia, lucerny, marchewki lub buraka przygotowuje się głównie dla osób, które często podróżują i nie mają możliwości spożywania świeżych warzyw i owoców. Kiełki jęczmienia można posadzić samemu i w taki sposób je spożywać. Nie jest to jednak konieczne. Dowodem jest nasz Wydawca, który przy tej diecie, nie stosując BarleyMax i innych wyciągów, schudł 45 kg i poprawił swój stan zdrowia, co jest widoczne w znakomitych wynikach badań. Jest to wyraźny przykład, że BarleyMax nie jest niezbędny do skutecznego przeprowadzenia diety.

Recenzja blogu Ulecz się sam

Recenzja blogu 2smaki

Recenzja portalu Znaki Czasu

Recenzja Portalu Książka

Recenzja portalu BioKurier

Recenzja Ewy Krzysiak z portalu Wiadomości 24

 

 

Zagrożenia wynikające  z nadmiernego spożycia białka zwierzęcego

 

W 2006 roku odbyła się debata między dr. T. Colinem Campbellem (autorem The China Study [oraz współautorem książki Nowoczesne zasady odżywiania – przyp. tłum.) i prof. dr. Lorenem Cordainem.
Ciekawe, że prof. Cordain oparł swoje przekonania co do białek na teorii ewolucji
 i na założeniu, że w miarę ewolucji człowieka jego potrzeby białkowe zmieniały się, nie zaprezentował jednak żadnych dowodów naukowych uzasadniających jego stanowisko. Natomiast dr Campbell oparł swoje przekonania na badaniach naukowych.
Obydwaj dyskutanci mieli bardzo rozbieżne zdania co do tego, ile białka potrzebuje organizm i skąd powinno ono pochodzić.
Debatę tę nazwano The Protein Debate („debatą białkową”). Prof. Loren Cordain twierdził, że potrzeby białkowe organizmu można należycie zaspokoić jedynie poprzez dietę opartą na produktach mięsnych. Dr T. Collin Campbell — którego poglądy podzielają m.in. organizacja Hallelujah Acres, dr Esselstyn z Cleveland Clinic oraz inni — wskazywał, że całość potrzeb białkowych może zostać należycie zaspokojona dzięki diecie opartej w 100% na produktach roślinnych.

Kto ma rację?
W niniejszym artykule przytoczę w całości wstępną wypowiedź dr. Campbella:


Ile białka potrzebuje organizm?
Ustalenie, ile należy spożywać białka, nie należy do prostych zadań. Białko, które odróżnia się od pozostałych makroskładników odżywczych – węglowodanów i tłuszczów – zawartością azotu (N), jest podstawowym składnikiem odżywczym. Kwestie filozoficzne, kulturowe i ekonomiczne wpływały na dyskusję o potrzebnej ilości białka w żywieniu, odkąd tylko w 1839 roku zostało ono odkryte i nazwane przez holenderskiego chemika Gerharda Muldera.
Próbę ustalenia, ile białka powinniśmy spożywać, dobrze będzie rozpocząć od pojęcia recommended daily allowance (RDA, zalecana dawka dzienna, obecnie określana skrótem RDI, recommended daily intake – zalecane spożycie dzienne), które w ciągu minionych 60 lat było przedmiotem ustawicznych przeszacowań i zmian przez wiele oficjalnych instytucji. Zapewne najprostszą metodą ustalenia zalecanych dawek – przynajmniej teoretycznie – jest badanie równowagi N (azotu). W drodze eksperymentu ustala się, ile białka – analizowanego na podstawie zawartości N – należy spożyć, aby uzupełnić przeciętną dzienną utratę azotu przez organizm.
Przy założeniu 16% zawartości azotu (N) w białku i po dokonaniu korekty w górę eksperymentalnej średniej poprzez uwzględnienie dwóch standardowych odchyleń, tak aby objąć potrzeby ok. 98% szerszej populacji, otrzymujemy „spożycie”, czyli zalecaną ilość, 0,8 g białka dziennie na kilogram masy ciała dla obydwu płci. Odpowiada to 48 g białka w przypadku dorosłej kobiety ważącej 60 kg oraz 56 g białka w przypadku dorosłego mężczyzny ważącego 70 kg.
Ponieważ ten sam poziom białka w diecie obowiązuje dla obydwu płci, wolę wyrażać te ilości jako procent ogółu kalorii w diecie. Spożywając dziennie 0,8 g białka na kilogram masy ciała, spożywa się ok. 3,2 //TUTAJ W ORYGINALE JEST POMYŁKA, I TO DWIE! PO PIERWSZE, MÓWIMY O KILOKALORIACH, A NIE O KALORIACH, PO DRUGIE, SKORO 1 G BIAŁKA MA 4 KCAL, TO 0,8 G MA 3,2 KCAL, A NIE 3,5, JAK PODANO, Z CZEGO ZRESZTĄ WYSZŁO ZAMIESZANIE W RACHUNKACH!// kcal na kilogram masy ciała (tj. łącznie 224 kcal w przypadku osoby ważącej 70 kg). Skoro zatem 56 g białka dziennie jest równoważne 224 kcal (1 g białka = 4 kcal), stanowi to jedynie 9,1% całej sumy 2450 kcal spożywanych dziennie.
Inaczej mówiąc, dieta o zawartości 9% białka teoretycznie wystarcza z nawiązką, aby dostarczyć ilości białka potrzebnego ok. 98% ludności.
 Choć poczyniono pewne korekty dla okresu wzrostu, ciąży i karmienia, to generalnie zawartość białka w diecie na poziomie ok. 10% uważa się za właściwą dla utrzymania zdrowia w przypadku obu płci niezależnie od wieku.
Powinniśmy zatem zadać pytanie nie o to, ile białka potrzebujemy, lecz ile białka ponad poziom 10% diety można bezpiecznie spożyć.
Jest to pytanie o ogromnym znaczeniu, ponieważ z krajowych badań opinii społecznej wynika, iż diety zawierające od 11% do 22% białka (średnio ok. 16%) są typowe dla ok. 90-95% ludności Stanów Zjednoczonych. Rodzi się zatem pytanie, jakich korzyści i zagrożeń dla zdrowia można się spodziewać w przypadku spożywania nadmiaru białka w stosunku do potrzebnej jego ilości.
W tym miejscu warto zauważyć, że przedmiotem troski większości ludzi w długich okresach jest zapewnienie sobie dostatecznej ilości białka, przy czym wielu przyjmuje, że pokarmy pochodzenia zwierzęcego stanowią najlepsze źródło białka z racji ich wyższej „jakości” czy też „wartości biologicznej”. Było to tezą mojej doktorskiej rozprawy badawczej ok. 45-50 lat temu.

Społeczność naukowa w istocie wspierała tę powszechnie przyjętą tezę już od czasów odkrycia białka. Sam Mulder w 1839 roku nadał owej substancji zawierającej azot nazwę pochodzącą od greckiego słowa proteios, oznaczającego coś „o najwyższej wadze”. Współczesny mu Justus von Liebig posunął się do stwierdzenia, że białko jest treścią „życia jako takiego”.

Słynny niemiecki specjalista z dziedziny chemii spożywczej Karl Voit i jego wielu prominentnych uczniów z przełomu XIX i XX wieku zalecali spożycie dzienne na poziomie 100-130 g, mimo że sam Voit ustalił, iż dawka 52 g jest wystarczająca do zachowania zdrowia. Uczeń Voita Max Rubner, również słynny badacz zagadnień żywienia, stwierdził, że wymiana białkowa jest „prawem człowieka cywilizowanego”, jeszcze inny zaś uczeń Voita A. O. Atwater zalecał podobnie wysokie dzienne dawki białka, zakładając w Stanach Zjednoczonych laboratorium Departamentu Rolnictwa (USDA).
Ci pierwsi specjaliści od żywienia, uważani dziś za ojców tej dziedziny wiedzy, nieomal zawsze utożsamiali białko z mięsem.
Choć przyznawali, że rośliny także zawierają białko, to przypisywali mu „niższą” jakość, kładąc fundamenty pod koncepcję, że białka roślinne mają wartość odżywczą jedynie wówczas, gdy zostaną starannie skomponowane w celu zrekompensowania braku pewnych aminokwasów.
Osobiste uprzedzenia tych pierwszych badaczy były częstokroć wyrażane ze znaczną dozą zacietrzewienia i arogancji. Na przykład dyrektor medyczny Urzędu Imperium Brytyjskiego w Indiach oznajmił, że ci, którzy żywią się pokarmami roślinnymi, są „z natury służalczy i zniewieściali”.

Tymczasem prof. Russell Chittenden ze Szkoły Medycyny Uniwersytetu Yale zaprezentował skrajnie odmienne ustalenia, opublikowane w dwóch wielkich tomach w latach 1904 i 1907. Wykazał on, że grupa młodych rekrutów wojskowych może uzyskać w ciągu 6 miesięcy znakomitą kondycję fizyczną, badaną za pomocą 15 testów siłowych i wytrzymałościowych, poprzez spożywanie diety opartej głównie na białku roślinnym. Ażeby uniknąć nieporozumień, iż to trening, nie zaś dieta, doprowadził do takich rezultatów, wykazał on następnie jeszcze większą poprawę kondycji w przypadku grupy już sprawnych fizycznie sportowców, którzy przeszli na dietę roślinną.
Te doniosłe i bardzo istotne ustalenia poczyniono w okresie, gdy Voit oraz jego uczniowie i współpracownicy nalegali na podwyższenie, nie zaś obniżenie dziennych dawek białka zwierzęcego. Później, w 1922 roku, słynnemu dr. Benjaminowi Spockowi [znany i popularny pediatra amerykański – przyp. tłum.], wówczas członkowi olimpijskiej osady wioślarskiej z Yale, oraz jego kolegom z drużyny doradzano, aby spożywali duże ilości białka.
Dopiero wiele lat później Spock dowiedział się o pracach prof. Chittendena. Napisał do mnie niedługo przed śmiercią, zastanawiając się, dlaczego jego trenerzy nie zająknęli się o pracy swego kolegi po fachu. Spock nie miał pojęcia, że w tym właśnie czasie, w latach dwudziestych XX wieku, Chittenden był ostro atakowany za swe prace przez kolegów badaczy. A może po prostu był nazbyt „zniewieściały z natury”?

Powróćmy teraz do pytania o to, co się stanie, gdy dawki białka zostaną zwiększone ponad poziom 10% kalorii, dajmy na to do zakresu od 10% do 20% kalorii, typowego dla większości Amerykanów. Wykazano już szereg niekorzystnych skutków zdrowotnych, a prezentują się one zdumiewająco zgodnie w badaniach typu klinicznego, eksperymentalnego (tj. przy zastosowaniu interwencji) oraz obserwacyjnego.
Na przykład na poziomie klinicznym białka zwierzęce (głównie) działają na podstawowe systemy biologiczne takie jak buforowanie kwasowo-zasadowe, komunikacja hormonalna i działanie enzymów, co tworzy grunt pod szereg niekorzystnych konsekwencji zdrowotnych. Konsekwencje te wykazano w tysiącach przedsięwzięć badawczych.
Na przykład spożywanie białek zwierzęcych może prowadzić do chronicznego zaburzenia zwanego kwasicą metaboliczną, znanego już od końca XIX wieku. Jego efekty wtórne są rozliczne i obejmują np. utratę wapnia z kośćca w celu buforowania nadmiaru kwasów (co osłabia kości) oraz inhibicję niezwykle ważnego enzymu uczestniczącego w tworzeniu się ostatecznego metabolitu witaminy D, o którym wiadomo dziś, że ma związek z różnorakimi skutkami korzystnymi dla zdrowia.
Z kolei zaburzenie profilu hormonalnego obejmuje podwyższenie czynności estrogenów (wyższy poziom estradiolu, a niższy SHBG – białka wiążącego hormony płciowe), co wpływa na ryzyko raka piersi oraz na inne tkanki wrażliwe na steroidy. Spożycie białka zwierzęcego zwiększa również czynności hormonu wzrostu jak IGF-1 i IGF-2, co obecnie wiązane jest z promocją nowotworów rozsianych.
Zmieniona czynność enzymów może nastąpić w sposób dramatyczny, w ciągu kilku godzin od spożycia zwiększonej ilości białka zwierzęcego, co więcej, skutki te mogą utrzymywać się przez długie okresy. Te żywieniowe konsekwencje spożycia białka są szczególnie widoczne w przypadku kompleksu enzymatycznego uczestniczącego w szerokim wachlarzu reakcji, w tym w chemicznej aktywacji karcynogenezy, w biosyntezie steroidów i ich rozmieszczeniu oraz w metabolizmie kwasów tłuszczowych.
Wymienione skutki kliniczne znajdują potwierdzenie zarówno w badaniach opartych na ludzkiej interwencji, mających na celu kontrolowanie, a nawet cofanie poważnych schorzeń chronicznych, jak i w badaniach populacji ludzkich. Podwyższenie dawki białka zwierzęcego do zakresu 10% – 20% zwiększa utratę wapnia w układzie moczowym, podnosi poziom cholesterolu całkowity i LDL, zwiększa replikację komórkową oraz nasila uszkodzenia DNA wynikające z enzymatycznej aktywacji chemicznych karcynogenów.
Te oraz wiele innych efektów klinicznych odpowiada zwiększonej częstotliwości i/lub zwiększonym wskaźnikom śmiertelności z powodu osteoporozy, chorób sercowo-naczyniowych, pewnych chorób autoimmunologicznych oraz rozmaitych nowotworów, a także innych dolegliwości. Ustalenia te to jedynie niewielka próbka ogółu zaburzeń wywołanych białkiem zwierzęcym, a zostały one tutaj przytoczone ze względu na spójność dowodów w badaniach typu klinicznego, eksperymentalnego i obserwacyjnego dotyczących zawartości 10-20% białka w diecie stosowanej przez większość Amerykanów.
Choć wyniki te i spostrzeżenia odnoszą się głównie do niezależnych skutków spożycia białka, to należy zauważyć, że wpływ poszczególnych składników odżywczych rozpatrywanych niezależnie stanowi zazwyczaj jedynie niewielki wycinek znacznie szerszego obrazu. Po pierwsze, działanie składników odżywczych rozpatrywanych jako izolowane często bardzo się różni od ich działania w przypadku, gdy badamy je w kontekście żywności.

Po drugie, kiedy zwiększa się spożycie żywności opartej na białku zwierzęcym, zazwyczaj spada spożycie żywności opartej na białku roślinnym. Stąd też wnioski wiążące pokarmy oparte na produktach pochodzenia zwierzęcego z rozmaitymi skutkami chorobowymi nieomal zawsze uwzględniają jednoczesny wpływ braku czynników ochronnych zawartych w produktach roślinnych.

Pokarmy pochodzenia roślinnego mają szeroki zakres składników, które zazwyczaj przeciwdziałają szkodliwym skutkom pokarmów pochodzenia zwierzęcego na te ogromnie ważne systemy biologiczne bądź też równoważą je.
To jedynie niektóre ze skutków zwiększania całkowitej zawartości białka w diecie ponad poziom 10% kalorii, głównie poprzez dodawanie pokarmów opartych na białku zwierzęcym. Przytaczamy tutaj te ustalenia, ponieważ (1) pokazują one wpływ białek zwierzęcych na podstawowe systemy biologiczne, (2) powtarzają się one w wynikach rozmaitego typu badań oraz (3) występują one w przypadku spożycia białka na poziomie 10-20%.

Tym, co sprawia, że ta dość ogólna informacja jest nader znamienna, jest jej zdolność do wyjaśnienia szeregu różnych, lecz wyjątkowo istotnych zjawisk ze sfery diety i zdrowia, o jakich donoszono w ciągu ostatnich kilku dekad.

Na przykład w badaniach populacji spożycie białka zwierzęcego wykazuje nadzwyczaj dużą korelację (80-90%) z rakiem piersi, jajników, nerek i okrężnicy, a zwiększone ryzyko zachorowania pojawia się na bardzo niskim poziomie białka zwierzęcego w diecie (tj. krzywa regresji przechodzi przez początek układu współrzędnych). Podobne korelacje istnieją również  m.in. z chorobami sercowo-naczyniowymi, cukrzycą typu I i II, nadciśnieniem, osteoporozą, stwardnieniem rozsianym i kamieniami nerkowymi – wszystko to w przypadku zawartości białka w diecie na poziomie 10-20%.
Co więcej, zaskakujące cofanie się, a nawet wyleczenie, zaawansowanych chorób degeneracyjnych, a także stosunkowo mniej poważnych schorzeń zaobserwowano w przypadku zmiany pokarmów opartych na białku zwierzęcym na pokarmy oparte na pełnowartościowym białku roślinnym. Wykazane cofnięcie się zaawansowanych chorób serca u ludzi jest naprawdę zdumiewające, podobnie jak trwająca już 34 lata kontrola progresji stwardnienia rozsianego.
Wreszcie nasze długoletnie eksperymenty z gryzoniami laboratoryjnymi dostarczają szczególnie dużo wiedzy na temat zasadniczego wpływu białka zwierzęcego na rozwój eksperymentalnego raka.

Gdy np. kazeina (białko mleka krowiego) zostanie dostarczona ponad poziom wystarczający dla potrzeb fizjologicznych, wzrost guza posuwa się; kiedy kazeina jest podawana na poziomie poniżej 10%, wzrost guza zostaje zatrzymany bądź cofa się. Inaczej mówiąc,  moglibyśmy powodować rozwój bądź cofanie się guza eksperymentalnego poprzez podawanie bądź niepodawanie kazeiny w diecie na poziomie powyżej bądź poniżej 10% kalorii.
Jestem przekonany, że wiele najbardziej hołubionych tez dietetyki ma swój początek w naszej długotrwałej i niekwestionowanej czci dla białka, zwłaszcza białka zwierzęcego. Diety konstruowało się i oceniało według ich zawartości tego cenionego składnika.
Polityka żywieniowa i zdrowotna została ukierunkowana tak, aby chronić spożycie białka zwierzęcego.
Pierwsza „oficjalna” rekomendacja Narodowej Akademii Nauk w 1982 roku, aby zmniejszyć spożycie tłuszczu tylko do 30% kalorii w diecie – mimo że dowody wskazywały już wówczas, że uzasadniona jest niższa dawka tłuszczu – miała na celu ochronę spożycia produktów opartych na białku zwierzęcym. Wiem o tym, ponieważ jako członek tej komisji pisałem wraz z jednym z kolegów wstępną wersję rozdziału na temat białka i raka, pokazując, że spożycie białka zwierzęcego wiąże się z ryzykiem raka w równej mierze co spożycie tłuszczu.
Ten tradycyjny respekt dla białka pochodzenia zwierzęcego wydaje się często mieć u niektórych osób bardzo osobisty charakter, związany być może z budową wizerunku macho. Tymczasem – zapewne ku zaskoczeniu wielu – jeśli robi się to należycie, spożywanie pełnowartościowych pokarmów roślinnych prowadzi – jak się okazuje – do lepszych, nie zaś gorszych wyników sportowych oraz sprawności fizycznej.
Mimo to kwestionowanie wartości zdrowotnej białka zwierzęcego wciąż jak niegdyś rodzi nieprzyjazne reakcje niektórych, zwłaszcza gdy w grę wchodzi konflikt ekonomiczny czy religijny.

Z tych licznych ustaleń wyciągam wniosek, że białko zwierzęce dodane do diety zawierającej już 10% białka jest w stanie sprzyjać rozwojowi szeregu poważnych, częstokroć śmiertelnych chorób, nie tylko z powodu bezpośredniego działania białka, ale i z powodu występujących równolegle licznych skutków w postaci zaburzenia równowagi innych składników odżywczych, wywołanego przez produkty pochodzenia zwierzęcego, spożywane tylko w celu uzyskania dodatkowej ilości białka.
Uważam, że 10% zawartości białka w diecie, od dawna rekomendowane przez rozliczne komisje zdrowia i potwierdzone w opiniach naukowych, jest nie tylko wystarczające, ale i stosunkowo pozbawione ryzyka wywoływania poważnych chorób i innych dolegliwości.
Tak się składa, że 10% białka w diecie to akurat taki poziom, jaki zwykle zawiera dieta oparta na rozmaitych pokarmach roślinnych.
Zwiększanie zawartości białka w diecie ponad 10% zazwyczaj oznacza dodanie produktów pochodzenia zwierzęcego bądź zastąpienie nimi pokarmów roślinnych, to zaś prowadzi do najróżniejszych niekorzystnych skutków zdrowotnych. Aby nie było żadnych wątpliwości, jestem przekonany, że całkowita zawartość białka w diecie powinna być na poziomie 10% kalorii i zasadniczo w całości występować w postaci białka roślinnego.
Dla mnie nie ulega wątpliwości, że jadłospis złożony z pełnowartościowych warzyw, owoców i ziaren zbóż (chyba że są przeciwwskazania alergiczne) oraz z niewielu bądź zgoła żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego, dzięki czemu uzyskuje się zawartość białka w diecie na poziomie ok. 10%, JEST NAJBLIŻSZY IDEAŁU.

Nota od dr. Malkmusa
Trzydzieści osiem lat temu, w wieku 42 lat, usłyszałem, że mam raka okrężnicy. Za radą Lestera Roloffa wyeliminowałem z jadłospisu wszystkie pokarmy zawierające białko zwierzęce i przeszedłem na dietę opartą w 100% na produktach roślinnych, daną przez Boga pierwszemu człowiekowi (Adamowi) w Księdze Rodzaju 1,29.
Dieta z Rdz 1,29 w całości opiera się na roślinach i nie zawiera żadnych składników z białkiem zwierzęcym. Po roku od przejścia na jadłospis oparty w 100% na produktach roślinnych zniknął nie tylko rak, znikły też wszystkie inne problemy zdrowotne, jakie dręczyły mnie w chwili zmiany diety. 38 lat po tym wydarzeniu nadal jestem silny, wciąż na takiej samej, całkowicie roślinnej diecie (dieta Alleluja) – niedawno obchodziłem 80. urodziny.
Dwadzieścia dwa lata temu, gdy wraz z moją żoną Rhondą tworzyliśmy ośrodek Hallelujah Acres i zaczęliśmy propagować Dietę Alleluja, opartą na Bożej diecie z Rdz 1,29, ostrzegałem chrześcijan i każdego, kto chciał słuchać, że bogate w białko pokarmy pochodzenia zwierzęcego są najbardziej niebezpiecznymi pokarmami do spożywania.
To nauczanie wywołało oburzenie w kręgach chrześcijańskich, jak gdybym bez mała usiłował wyjąć Jezusa z Bożego planu zbawienia!
W naszej organizacji Hallelujah Acres, udowadniamy, że polepsza się stan osób eliminujących z jadłospisu produkty pochodzenia zwierzęcego i przechodzących na żywienie oparte w 100% na produktach roślinnych.
Od czasu utworzenia Hallelujah Acres przed 22 laty dziesiątki tysięcy ludzi napisało do mnie, by podzielić się informacją, że po wyeliminowaniu z jadłospisu pokarmów pochodzenia zwierzęcego i przejściu na dietę w 100% opartą na roślinach oni też doświadczyli ustąpienia nieomal wszystkich swych dolegliwości fizycznych, a nawet psychologicznych.
Czy wiedzieliście?
Mamy świadectwa ludzi na temat ponad 170 różnych dolegliwości fizycznych, które zwyczajnie ustąpiły po przejściu na w pełni wegańską dietę Alleluja, całkowicie wolną od pokarmów zawierających białko zwierzęce, opartą wyłącznie na produktach pochodzenia roślinnego, z których czerpie się całość białka oraz innych potrzebnych składników odżywczych.
Czuję się pokrzepiony, że dr Campbell, naukowiec, który od ponad 50 lat bada zależności między odżywianiem a chorobami, przedstawia dowody naukowe na to, co w Hallelujah Acres głosimy od samego początku.
Stawiam więc pytanie: Jak długo jeszcze chrześcijanie będą kurczowo trzymać się jadłospisu opartego na produktach zwierzęcych, odpowiedzialnego za znakomitą większość dolegliwości fizycznych, o których uzdrowienie i od których wyzwolenie modlimy się co tydzień w naszych kościołach?
Jeśli nie przeszedłeś jeszcze na dietę Alleluja, wypróbuj ją!
Hallelujah Acres to chrześcijańska służba, która naucza o zdrowiu z perspektywy biblijnej. Staramy się pomagać chrześcijanom (i każdemu, kto jest gotowy słuchać) w uświadomieniu sobie, że pierwotna dieta Boża, dana przez Boga w Biblii w Rdz 1,29, była Bożym doskonałym planem żywienia dla stworzonych przez Niego ludzi.
Mnóstwo osób wprowadziło w swoim życiu tę zmianę żywienia, o której uczymy w Hallelujah Acres, i doświadczyło powrotu do normalnej wagi, wzrostu energii oraz eliminacji prawie wszystkich swoich problemów fizycznych, a nawet psychologicznych.
W przyszłym tygodniu, jeśli dobry Bóg zechce, a tutejszy potok zanadto nie wyleje, powrócimy z kolejną ekscytującą porcją Porad Zdrowotnych Alleluja. Mamy nadzieję, że przyłączycie się do nas i że podzielicie się tymi poradami z przyjaciółmi i najbliższymi.
Książki dr. Malkmusa oraz Olina Idola - pracowników Hallelujah Acres, można kupić po polsku w Oficynie Wydawniczej VOCATIO, www.vocatio.com.pl.

 

Pliki do pobrania:

Opinie o produkcie (8)

Opinie pochodzą tyko od zalogowanych klientów, ale nie weryfikujemy, czy kupili dany produkt. Po zatwierdzeniu, wyświetlamy zarówno pozytywne, jak i negatywne opinie.

30 listopada 2015

Przechodząc przez kolejne strony książki, coraz bardziej byłam przekonana, że w kwestii jedzenia również należy zawierzyć Bogu. Przygodę z Dietą Alleluja rozpoczęłam niedawno, nie była to spektakularna zmiana nawyków żywieniowych, ponieważ byłam wegetarianką, jednak już po tygodniu stosowania się do zaleceń (włączenie sporej ilości świeżych warzyw i soków) nastąpiła duża poprawa; przyrost mocy i energii życiowej w wersji turbo. Bardzo dziękuję Wam za tę książkę, a Bogu za to, że nas niezmiernie inspiruje ku dobremu. Alleluja!

30 listopada 2015

Świetna książka! Stosuję tą dietę i już po kilku dniach zauważyłem, że mam mnóstwo energii do życia. Dawno się już tak dobrze nie czułem! Liczę na to, że dieta pozwoli też rozwiązać inne moje problemy z chorobami. Jeszcze bardziej umacniam się w przekonaniu, że Bóg zawsze ma najlepsze rozwiązania dla nas i tylko nam za często zdaje się, że możemy coś poprawić w Jego planach! :-)

30 listopada 2015

Rewelacyjna pozycja oparta na Raw Food. Jako specjaliści polecamy jak najbardziej.

30 listopada 2015

Stosuję dietę od niedawna i choć bez mięsa wcześniej żyć nie mogłam, teraz stosując się do zaleceń z książki, w ogóle nie czuję chęci na jedzenie, jakie spożywałam wcześniej... Gorąco polecam.

30 listopada 2015

Jestem zafascynowana tą książką, temat odżywiania zawsze mnie interesował..... Myślę, że w tej książce można odnaleźć istotną myśl, a mianowicie: "Musimy być odpowiedzialnymi opiekunami naszych ciał, ponieważ zbieramy to, co siejemy". Polecam z głębi serca.

30 listopada 2015

Rewelacyjna książka! Stosujemy całą rodziną i czujemy się świetnie :) Polecamy!

30 listopada 2015

Bardzo ciekawa książka, a sama dieta warta zastosowania. Stosuję już tę dietę i Bogu dziękuję, że naprowadził mnie na tę książkę, ALLELUJA:)

30 listopada 2015

To jest super książka, polecam. Myślę, że tę książkę powinien mieć każdy, tak jak Słowo Boże... Zdrowy duch, zdrowe ciało..

Newsletter
Podaj swój adres e-mail, jeżeli chcesz otrzymywać informacje o nowościach i promocjach.
do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl